Mój pierwszy raz

Wiem, że nikt, absolutnie nikt by się tego nie spodziewał, ale będzie notka mocno osadzona w tematyce politycznej. Tak, o pierwszej turze wyborów przezydenckich. Niby nie wydaję się być osobą szczególnie zainteresowaną polityką, ale jednak. Bo przychodzi taki wiek (zazwyczaj magiczna osiemnastka, ale to nie reguła – o tym za chwilkę), kiedy zwyczajnie wypada zacząć się co nieco orientować w tych kwestiach. Nie, żeby od razu znać z imienia, nazwiska i twarzy wszystkich ministrów i szefów partii, ale mieć jako takie pojęcie, czym się różni lewica od prawicy i czego chce partia rządząca jest bardzo przydatne (stąd dobrze byłoby uważać na lekcjach WOSu, a nie dłubać w nosie i rozwiązywać sudoku pod ławką; ja dużego problemu z tym nie miałam, bo – ogłaszam wszem i wobec – mój obecny profesor od wiedzy o społeczeństwie jest wypaśny :D).

Tak więc dzisiaj, po raz pierwszy w moim szanownym życiu, głosowałam na prezydenta. Nie były to moje pierwsze wybory w ogóle, bo jakoś po ukończeniu osiemnastego roku życia wypadły wybory do Europarlamentu, ale – wstyd przyznać – skreśliłam na karcie kratkę przy kandydacie wybranym na zasadzie „kogo popadnie”, nie wybadawszy wcześniej zbytnio, kto co sobą reprezentuje (btw. i tak się nie dostał). Tym razem już nie popełniłam tego błędu, no ale jestem już nieco starsza niż wtedy… To nie była kwestia tak zwanych okoliczności, bo szczerze mówiąc mało mnie one interesowały. Po prostu mając świadomość, że jakby wszyscy podeszli do tego na zasadzie wyboru pierwszego lepszego gościa, to zrobiłby się nieprawdopodobny syf (jakby nie wystarczał już ten, który jest) i zaczęłam nieco uważniej oglądać telewizyjne programy, w których potencjalne głowy państwa się wypowiadały. Naturalnie jeden z kandydatów odpadał w przedbiegach. Kto mnie zna, ten nie będzie miał problemu z odgadnięciem, który. Więc z pozostałych dziewięciu znalazł się ten jeden. Ten, który miał w miarę odpowiadający mi program, mówił całkiem do rzeczy zamiast bełkotać cholera wie o czym – ogólnie mi pasował. Dzisiaj zagłosowałam właśnie na niego. I chociaż nie przeszedł do drugiej tury, czuję się bardzo przyjemnie. Jezu, zrobiłam to! Przyłożyłam łapkę do próby zmiany czegokolwiek wokół mnie. To nieistotne, że najprawdopodobniej nieudanej, bo mój kandydat nie przeszedł do drugiej tury, a druga tura będzie dla mnie wybieraniem mniejszego zła. Liczy się to, że chciałam coś zrobić i zrobiłam to z pełną premedytacją. Bo osobiście uważam, że coś, co górnolotnie nazywa się patriotyzmem, to nie wywieszanie flagi na 3 maja/11 listopada/inny dzień czy ślepe praktykowanie świeckiego kultu Lecha K., a ruszenie tyłka i pójście do urny, niezależnie od poglądów, humorków i puli kandydatów do wyboru.

Bo przyznam wam szczerze, gdy byłam nieco młodsza i jeszcze nie obdarowana prawem wyborczym, obserwowałam nieznacznie starszych od siebie kolegów i koleżanki, którzy szli na wybory z takim właśnie przekonaniem – że tak trzeba, że po to dano nam taką możliwość, żebyśmy z niej korzystali – i myślałam sobie, że całe młodsze pokolenie tak chce. W końcu od tego jesteśmy, bo starym przekonania z dawnych, „gorszych” czasów się nie wykorzeni, a my jesteśmy radośnie czyści, bo tej epoki nie znaju 😛 Ale nie. Jednak nie. Kupa ludzi mi rówieśnych i niewiele młodszych na wybory iść nie chciała i pewnie nie poszła. Żeby oni chociaż jakiś konkretny powód mieli. Nie wiem, jaki, ale jak znam życie na pewno by się taki znalazł. Tylko, że nie mają. „Nie będę głosować, bo potem będę sobie w brodę pluć, że przeze mnie jest takie gówno w tym kraju”. „Nie pójdę głosować, bo to złodzieje, którzy tylko sobie reklamę robią”. I tak dalej, i tak dalej… Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Teoretycznie dorośli ludzie, a reprezentujący swoim zachowaniem postawę „nie, bo nie” (z tupnięciem nóżką gratis). No niestety. Szeroko pojęta dorosłość ma swoje prawa i tak czy siak trzebaby się do nich dostosować. Cytując końcówkę jednego z odcinków „Happy Tree Friends”, „Życie jest wielką imprezą, na którą wszyscy są zaproszeni”, ale raz na pięć lat można się ogarnąć, zebrać do kupy i przyłączyć się do czynu ogólnopolskiego, bo można to zrobić bez popadania w patetyczny ton i… chociażby dla własnej satysfakcji. Że jeszcze chce się chcieć.

 

Mimo wszystko na drugą turę też się wybieram. W końcu trzeba coś zrobić, żeby Pierwszą Damą nie został niejaki Alik.

8 myśli na temat “Mój pierwszy raz”

  1. (obrażam się na onet, który nie dodał mojego komentarza tutaj ze dwa dni temu!)ciekawe czy na tego samego kandydata głosowałyśmy, mój też nie w drugiej turze. a głosować trzeba, jak już nie z samego tego, że kogoś obchodzi ten kraj, to choćby dlatego, żeby z czystym sercem potem narzekać. nie łapię ludzi, którzy nie głosują. :/ach, no i szczęśliwych wakacji 🙂

    1. Możliwe… na najmłodszego?Haha. Muszę przyznać, że notka notką, ale na dłuższą metę… to chyba mnie też chodziło o narzekacką czystość sumienia ^^Wzajemnie 🙂

  2. Mnie w wyborach najbardziej wkurza to, że niektórzy nie dopuszczają do siebie faktu, że kandydatów jest więcej, niż dwóch. „Jestem za Tymatym, ale nie ma sensu na niego głosować, bo i tak nie przejdzie do drugiej tury, bla bla bla.” Raaany. Tacy to dopiero będą mieli ćwieka w niedzielę, bo wtedy trzeba będzie się bardziej wysilić umysłowo. ;)I wydaje mi się, że głosowanie na kogo popadnie jest tak samo złe, jak niegłosowanie wcale. Na szczęście do takich spraw się dojrzewa.

  3. O! Zachęcona faktem, że w kooońcu jakiś mój komentarz się dodał, pozwolę sobie napisać jeszcze zaległe słówko.Primo – jeszcze raz dzięki za ten wywiad, zwłaszcza druga część taka uskrzydlająca.Secundo – rzucił mi się w oczy ten cytat: „Ludzie śmieją się ze mnie, bo jestem inny. A ja śmieję się z nich, bo wszyscy są… tacy sami.” (autor nieznany) – są to lekko sparafrazowane słowa wokalisty KoRna, Jonathana Davisa. :)Pozdrawiam!

    1. A co, nie dodają się? Bo już druga osoba mi to zgłasza :/Cała przyjemność (? – w tym wypadku brzmi to dziwnie) po mojej stronie… I dzięki. A skoro parafraza, to jak to brzmi w oryginale? 🙂

      1. Ano, nie dodają się. M.in. dlatego z czasem zrezygnowałam z Onetu na rzecz Bloggera, jest bardziej praktyczny i mniej awarii, polecam. ;-)”Śmiejecie się ze mnie, bo jestem inny, a ja śmieję się z was, bo wszyscy jesteście tacy sami.” – niby to samo, ale te słowa są jakieś takie bardziej… personalnie ujęte, dobitne.

        1. Biorąc pod uwagę, że grzeję to miejsce już 5 lat… nie chciałoby mi się wywalać tego wszystkiego w kosmos chyba na rzecz zmiany platformy 😉

Skomentuj ~LG Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *