Plebiscytowe dylemaciki

Zabito mi ćwieka. Strasznego ćwieka. Chociaż z dosyć banalnego powodu. Po prostu miejscowy oddział „Polska The Times” ogłosił plebiscyt na najsympatyczniejszego aktora teatru w Jeleniej Górze. Bo koniec sezonu się zbliża i takie tam… tu macie linka: ->klik!<- . I po przejrzeniu wszystkich kandydatów doszłam do wniosku, że… musiałabym mieć tyle głosów, ilu ich jest, tj. 22, bo w zasadzie nie ma tu nikogo, żebym go tak naprawdę nie lubiła.

 

No bo kurczę. Agata Moczulska jako Zosia w „Liście” była pocieszna taka… A Andrzeja Kępińskiego wciąż pamiętam jako sceniczne uosobienie łagodności/ciapowatości – Policjant o Gołębim Sercu w „Śmierci Człowieka-Wiewiórki”, Ciumkała w „Trans-Atlantyku”, Dick w „Opowieści wigilijnej”, ech! Jego urodziwa żona, Magdalena również Kępińska, także niczego sobie aktorka, bo w końcu jej Bella ze „Scrooge’a” nie była jakąś tam głupią gąską, a zdecydowaną babką, która wiedziała, czego chce. No i jako Gudrun Ensslin dawała radę. Jarosław Góral (niezapomniany jako protagonista „Ballady o Januszku” – kto kojarzy?) ma w sobie sporą dozę nieco zawadiackiego ciepła, którym obdarza grane przez siebie postacie – czy to ubogi, a pogodny Bob Cratchit usługujący za marne grosze niejakiemu Ebenezerowi Scrooge’owi, czy wywodzący się z wyższych sfer „bon vivant” Just Leblanc z „Kolacji dla głupca”. Marek Prażanowski świetnie wypada w rolach poważnych, nieco wywyższających się i zarazem śmiesznych panów (vide chociażby Jerzy Fryderyk Haendel czy Lucien Cheval). Elżbieta Kosecka, obdarzona potężną siłą głosu, potrafi i wystraszyć (Daga z „Czarnej maski” albo Roza Galperina z „Podróży poślubnej” – oj, dawało po uszach: „Rozaaaa Galpeeriiiiinaaaaa, cóóóórkaaaa Izaaaaakaaaaa…”) i poprawić humor (Słoneczko z „Rumcajsa”… szkoda tylko, że wiem to z filmiku na Jelonce, a nie z autopsji… Zaręczam, że chociażby dla niej w przyszłym sezonie pójdę na to!). Bogusław Siwko też bawi i straszy (swoją drogą partnerował pani Koseckiej we wspomnianej „Podróży…”). Jacek Paruszyński mimo trochę „profesorsko-nauczycielskiego” wyglądu świetnie odnajduje się w całkowicie odmiennych rolach – czy to chamowaty służący czy szekspirowski pan Monteki (i jest strrrrasznie fajnym instruktorem… ale to już prywatnie). Z kolei inny Jacek – Grondowy, także kochany przez dzieci i młodzież jako instruktor (<3, że tak powiem, znowu w „prywacie” :D), ujmuje w kreacjach komediowych i nadaje taki po trosze komiczny rys nawet poważnym bohaterom. Pomijając całkiem, że jest w czołówce, jeżeli chodzi o ciśnięcie roli „na maksa, na masakrę”. Podobnie zresztą jak Piotr Konieczyński, który pokazał tą swoją zdolność w pełnej krasie jako Francois Pignon w „Kolacji dla głupca”, a ponadto przejawia duże umiejętności w kwestii takiego sprzedawania tekstu wierszem, żeby ludzie go rozumieli. Igor Kowalik także objawia inne talenty oprócz aktorskich, a mianowicie świetnie gra na saksofonie, co często jest wplatane w jego role. Jakkolwiek znakomicie radzi sobie i bez niego. Robert Dudzik żeni w swojej grze i tak zwany „przytup” i odrobinę łagodności (co szczególnie widać w rolach zakochanych facetów, takich jak Hadank z „Czarnej maski”). Łagodna i dosadna zarazem na scenie potrafi być także Małgorzata Osiej-Gadzina. Śliczna Katarzyna Janekowicz przykuwa wzrok zarówno niecodzienną urodą, jak i temperamentem. Tadeusz Wnuk z jednej strony budzi respekt spokojnym, rozważnym aktorstwem, z drugiej wzrusza wyśpiewywanymi słowami Norwida. Marta Łącka bawiła mnie do bólu brzucha jako stara ciotka w „Scrooge’u”. A Kazimierz Krzaczkowski? Zawsze wzbudza jakieś takie ciepłe, „wujkowo-dziadkowe” skojarzenie… no, chyba, że jako duch Jakuba Marleya wychodzi z podłogi! Elwira Hamerska-Kijańska na sto procent daje radę jako nieco wyemancypowana Celina z „Listu” – zwłaszcza, że jeśli chodzi o role żeńskie, to na pierwszy rzut oka nie ma tam nic ciekawego do grania. Iwona Lach i Lidia Schneider potrafią – każda na swój sposób – ogarniać role kobiet chłodnych i w pewnych kwestiach oderwanych od rzeczywistości. Urokiem niegrzecznej dziewczynki bawi Ania Ludwicka, mimo że przypomina mi o mhrocznych czasach teatru, bo rozpoczęła tu pracę, kiedy zaczęło się tu dziać nie najlepiej. Ale że jako jedna z nielicznych z tamtej gromadki „nowych” została, to mówi samo za siebie, czyż nie? Bo i Robert Mania jest „pozostałością” po tamtym okresie. Świetną zresztą, bo żadna rola mu niestraszna… chociaż ta jego sceniczna odwaga czasem mocno przekraczała granice (tak jak w „Trzech siostrach”, na które m.in. z jego powodu postanowiłam nie iść).

 

Nietrudno więc się dziwić, że wybór jest niemal misją niemożliwą. Jakkolwiek każdego, kto siedzi w temacie, zachęcam do zdecydowania i zagłosowania. Bo i ja na dniach się w końcu ogarnę i wybiorę. I zobaczymy, kto wygra. Może być całkiem sympatycznie… 🙂

3 myśli na temat “Plebiscytowe dylemaciki”

  1. „Ballada o Januszku”- był chyba taki serial, ale może się mylę…? A wybór faktycznie trudny życzę więc żeby był właściwy;)

    1. Był, był.A wybór już podjęty, zdaje się że rano kliknęłam pod nieprzypadkowym portretem… :DP.S. Twój komentarz był 900. 😉

      1. hmmm… czy mnie oczy mylą, czy można zagłosować na tyle osób, ile się chce? PS. i nie zgadzam się, jakby te dwa lata temu nasz teatr przeżywał zły czas! Korczakowska, Zadara (!) albo (trochę kulejący ostatnio) Brzyk czy tandem Strzępka-Demirski to nie byle jakie nazwiska. I to były bardzo dobre spektakle. Co prawda „Trzy siostry” były rzeczywiście żenujące (bo hiperpolityczne), ale nie można mierzyć tym kondycji teatru.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *