Leśnogórski Halaś i inne rzeczy

Pierwsza reakcja – niedowierzanie i nieogar. Zwłaszcza, że niedawno pisało się tekst dla KTH na temat aktorzenia kabareciarzy, a tu hop, siup, Halama w „Na dobre i na złe”. I niby wszystko fajnie, ale coś mi tu nie leżało jednak. Czy to pamięć o niedawnym „Tylko nas dwoje”, na myśl o którym skórka mi cierpnie? Możliwe… Chociaż chyba udział w tym babadziwie mu nie zaszkodził tak, jak by mógł. Bardziej zdaje się niepokoił mnie fakt, jakimż to serialem jest NDINZ. Jeszcze kilka lat wstecz taka informacja wyrwałaby mnie pod sufit. No, ale kiedyś to była całkiem sympatyczna produkcja, umilająca mi przez wiele lat niedzielne obiady. A teraz… no cóż, no cóż, no cóż. Taki żywy przykład, jak można szybko zniszczyć porządnego odcinkowca, bo w przeciągu bodaj jednego sezonu twórcom udało się zdemolować to wszystko, co wypracowali przez blisko pięć lat. Przykra dosyć historia. Bo nie tragedią jest zrobić serial od początku kiepski, bzdurny i badziewny – tragedią jest zrobić z dobrej produkcji kiepszczyznę, bzdurę i badziew. A od czasu gwałtownego zjazdu z poziomu twórcy opowieści o szpitalu w Ciasnej Dziurze… tfu, wróć… Leśnej Górze zaczęli na gwałt zapraszać na jeden odcinek wszelakie gwiazdy, żeby się jakoś ratować, jednocześnie nie oferując owym gościom nic ciekawego do roboty. Z mojego rachunku więc wychodziło na to, że ściągnęli Halasia w ramach tej zasady i będzie robił za jednoodcinkową rozśmieszajkę. Ale jakoś im bliżej było do emisji, tym bardziej… jakby to określić… nabierałam do tego optymistycznego podejścia. Bo przecież to Grzesiek Halama. Kabareciarz, któremu nie zaszkodziły poczynania wychodzące bokiem jego kolegom.

 

No i co by tu powiedzieć… W ogólnym podsumowaniu można by napisać: „Grzegorz Halama vs. NDINZ – 1:0”. Chociaż było tak, jak sądziłam. Był przeznaczony głównie na znany i lubiany ozdobnik podupadającego tasiemca z może jedną czy dwiema scenami, w których faktycznie było coś tam do zagrania (z dużym naciskiem na „coś tam”). Ale wykpił to. Tak. Na pewien sposób wykpił. I skorzystał na tym. Bo wyszło, że jest nie jakąś popularną buźką na gościnnych występach w kiepskim serialu, a Grzegorzem Halamą gościnnie błyszczącym na tle kiepskiego serialu. Wiadomo, jest wart o wiele więcej, ale cóż… Niestety, to tylko Polska, tutaj na więcej przy obecnym podejściu filmowców i filmofcuff liczyć zdaje się nie może. Szkoda. Chyba nie tylko ja wolałabym Grzesia oglądać w dobrym filmie niż w Leśnej Górze. Chociaż kto wie, może to jakiś kroczek w przód? Malutki, ale jednak w przód. Tylko szkoda, że stopień promocji jego obecności na ten jeden odcinek był odwrotnie proporcjonalny do czasu, przez jaki przewijał się w tym odcinku i do stopnia oryginalności roli. Znowu wyszło tak, jak się spodziewałam. Ale żaden ze mnie jasnowidz. Nie trzeba być nowym Jackowskim, żeby przewidywać takie rzeczy… niestety.

 

 

 

Po tym odcinku miało się zacząć „Kocham cię Polsko” z Łajzą i Golonem. Początkowo chciałam ostentacyjnie nie oglądać. Akurat tutaj nie ma, nie było i nie będzie żadnej szansy na to, żebym się dobrze bawiła. No i obawiałam się, że moja biedna głowa nie przetrzyma takiej ilości „rozrywki”. A i chyba są lepsze sposoby zajęcia sobie wolnego czasu niż oglądanie deklaracji patriotycznych w formie rżnięcia głupa. Ale korciło mnie okropnie, żeby jednak rzucić okiem. W końcu kiedyś chłopaków się wielbiło pasjami… No i nie wytrzymałam. Ale nie będę się o tym zbyt rozpisywać, bo chyba nie warto. Powiem tyle – nie rozumiem ostatnio pleniącej się tendencji do pchania się kabareciarzy w takie „imprezy”. Jacyś tam Łowcy czy Paranienormalni niech sobie tam występują, akurat to ich poziom (wybacz mi, Paulinko :P). Ale, za przeproszeniem do kurwy nędzy, Jurki? Jachim? (Póki co) KSMy? Tym bardziej, że ci ostatni ponoć stworzyli skecz, w którym… nabijają się z „Kocham cię Polsko”. No i oczywiście, śpiewają piosenkę, że „To nie to”… Ale o tym zdaje się, że już tu gdzieś pisałam, to co się będę powtarzać. Rzeknę ironicznie, że tylko czekać na Neo-Nówkę i Limo. Chociaż ja wiem, że oni za bardzo nie bawią się w te klocki i że musiałoby niebo zlecieć na ziemię, żeby tak się stało. Na szczęście.

Okej. Niech będzie, że Męczący mają do tego dystans. Bo muszę przyznać, że radosny okrzyk Karola: „Skompromitowałem się! Skompromitowałem się!” daje taką małą, złudną nadzieję.

 

Wypchaj się, wypchaaaj sięęęę, wypchaj się Pooolskoooo. Więcej tego nie zrobię. Znowu boli mnie głowa.

 

 

 

Ale ogólnie jest wesoło, rzekłabym nawet haraszo (ciekawe, czy ktoś pamięta, skąd to cytat). Pogoda zaskoczyła supersłoneczną aurą, zachęcającą wręcz do wyjścia na spacer i wypuszczenia królika na balkon. Co zaowocowało zresztą miłymi przygódkami, takimi jak chłopczyk z wielkim łaciatym dachowcem na rękach, który ni stąd ni zowąd pochodzi do ciebie i pyta: „Chce pani pogłaskać kotka?”. Oczywiście, że chce. Zwłaszcza, że kiciuś był zadbany i milusi, chociaż widać było po nim, że ma już dość noszenia 😀 A już wybitnie rozłożyło mnie to, co spotkało mnie po powrocie do domu. Na antenie co i rusz siadała kawka i darła dzioba w niebogłosy – co mnie zdziwiło, bo zazwyczaj nawet w pogodne dni lądują nań bardzo, bardzo rzadko. Mama zajrzała na balkon i powiedziała, że chyba to ptaszysko kracze na Zuzkę. W końcu wyszedł i tata, rzucił okiem na kawkę i stwierdził, że jest młoda, głupia i jeży się na naszego królisia, bo myśli, że… to kot, który chętnie by ją zjadł. Odpadłam po tym 😀 Jednak nic nie potrafi być tak zabawne, jak zwierzątka.

5 myśli na temat “Leśnogórski Halaś i inne rzeczy”

  1. Oglądałam obie produkcje o ktorych wspomniałaś. O KCP nie chcę się wypowiadać bo sama fabuła tego programu mnie wnerwia, ale lubię się ponabijać z ludzi którzy nie potrafią literować ;pA NDINZ…. nie było tak źle. Było nawet całkiem ok ;]

Skomentuj ~kajoj Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *