Kobieta i mężczyźni – to razem daje niezły kosmos!

[Notka z wczoraj. Czyli że dotyczy 30 listopada i (w końcówce) 1 grudnia. No sorry, ale tak nie ogarniam tej kuwety teraz, że się nie wyrobiłam.]

 

Szybko, szybko, szybko. To najlepsze słowo, żeby oddać to, co działo się już właściwie wczoraj, czyli w andrzejkowy wieczór. Bo jeszcze w niedzielę nie planowałam, że gdziekolwiek się wybiorę. Znaczy teoretycznie plany wyjścia na występ Hrabich były, ale… w czwartek czy może w środę zadzwoniła Klaudia, że nasze rezerwacje w teatrze wyparowały. Zwyczajnie zniknęły, w momencie ich robienia wszyscy w kasie jej mówili, że można będzie odebrać bilety nawet w dniu występu. A tydzień przed dzwoni i dowiaduje się, że trzeba było je odebrać dwa tygodnie przed występem -.- Porażka. Tym bardziej, że z tego, co mówił mi Klaudiusz, to nie był pierwszy raz. Cóż, pewnie nagle były potrzebne bileciki dla jakiejś koleżanki, więc najłatwiej było za przeproszeniem zajebać z rezerwacji. Swoją drogą, skoro kłamią, to chociaż mogliby zdecydować się na jedną wersję. Tak czy siak Klaudia nie odpuściła i bileciki się znalazły, ale nie po 30 zł, jak planowałyśmy, tylko po 40. I z taką wiedzą leciałam wczoraj na złamanie karku do teatru. Pod teatrem zastałam Klaudiusza, Aśkę i Justynę. Powiem szczerze, że na widok tej ostatniej miałam ochotę zapytać: „A gdzie masz piszczaka?”. Eh, trzeba będzie jej objaśnić, że ta panienka i jej koszmarna banda to nie jest najlepsze towarzystwo, a przynajmniej takie mam zdanie… Asia i Klaudia nie mogły wziąć tych biletów po 4 dychy, bo na busa powrotnego do domu by im nie starczyło, więc finalnie bilety miałyśmy tylko ja i Justyna. Wrednie podebrałam sobie lepsze miejsce… Przepraszam 😛 Planowo my szłyśmy na występ, a dziewczyny miały czekać, aż się skończy i potem z nami próbować się wkręcić do „zakulisiech”. Tak więc rozstałyśmy się, z Justyną weszłyśmy na salę, zajęłyśmy miejsca… Dobrze wyczułam, okazało się, że moja „miejscówka” jest w prawej loży, ani nie za blisko, ani nie za daleko – mniam! W dodatku po jakimś czasie ktoś siadł za mną, odwracam się i słyszę „Dzień dobry”. Sąsiad z drugiego bloku z synem 😀 Pojawiły się i lokalne gwiazdy kabaretu, chociaż myślę, że właściwiej byłoby napisać „gwiazdy” albo coś. Taaa. Paranienormalni – a raczej ta ich część, która w Jeleniej mieszka. Rafał kilka rzędów przeze mną i Igor w loży po drugiej stronie. Swoją drogą kaszkiet w teatrze jeszcze rozumiem, ale bejsbolówka? Pozostawię to bez komentarza… Ale co to? Nagle patrzę, a tu Klaudia z Aśką wchodzą. Co się okazało? W kryzysowej sytuacji dopomógł Tomek. Kochany człowiek. Wprawdzie dziewczyny cały występ oglądały stojąc koło wejścia (czyli dosyć daleko), no ale weszły!

 

Hrabi przyjechali do nas tym razem z programem „Kobieta i mężczyzna”. I wstyd przyznać, ale ni cholery nie jestem w stanie przytoczyć dokładnej kolejności numerów i tego, które konkretnie zostały zagrane w ogóle. Pewna jestem, że była zamiana ról, kiedy to panowie naśladowali kobiety, a potem Aśka faceta. Była piosenka o Andrzeju (z zapowiedzią w stylu „wszystkim Andrzejom z okazji imienin” czy coś :D), przyjęta przez część widowni niemal owacyjnie. Była piosenka Lopeza – ze zwierzątkami. I jeszcze skecz o erotomanie, o molestowaniu, o żonie przy komputerze, o pijackim pocałunku, o miłości niemieckiej, tango, coś jeszcze z tańcem, instruktaż przyjmowania kwiatów od mężczyzn… Więcej nie pomnę. No i „Pocałuj Małpoluda”! 😀 A tak poza tym jedna pani dostała od Bajera koszulę do zaszycia, druga od Kamola inną do złożenia, a pan z Aśką oporządzał prześcieradło. Potem sala wymusiła bisy. Dość długie i – co chyba logiczne – spoza programu. Skecz z przyśpiewami (co niezbyt mnie uradowało, bo niezmiennie od premiery telewizyjnej na LNK uważam, że cienki jest strasznie, a przynajmniej jak na Hrabich), próbka z „Syfu i Malarii” („Naaaaa Maaaaazurach… tatarata… cośtamcoś…”) i wisienka – „Piosenka popowa”, wcale nie taka wieśniacza! Podczas której notabene Bajer rozwalił pięknie zaszytą przez „kochanie” koszulę xD I kto powiedział, że Hrabi nie umieją śpiewać, hę? A i nie obyło się bez słodkich wpadek. Podczas skeczu „niemieckiego” Aśce zaczął nawalać mikroport i trzeszczał, trzeszzzzczał jak cholera. Niby już działał, zaczęła z Kamolem dialog, a tu nagle znowu trzeszczy. I wtedy on powiedział: „Poczekajmy, aż przejdzie bokiem!”. Śmierć w butach xD

 

No i tego… Tak wam powiem, że w połowie programu wyczaiłam na balkonie „po skuśce” R. Tak, tego [piiiiii] R. I się rozproszyłam, kurczę, bo znowu ogarnęło mnie pragnienie solidnego opieprzenia go. Szlag by cię.

 

No i się skończyło, to my na chwilę w okolice szatni (kurtki!), Aśka odebrać telefon (kuzyn dzwoooniiii), a większość ludzi wypłynęła z teatru. Kiedy już się trochę przerzedziło, artyści się przebrali, poszłyśmy na scenę. Ostentacyjnie olałyśmy panów z Pierwszego Nieudanego Nonsensu kręcących się tam i gadających z Hrabimi. Zresztą, szybko się ewakuowali. Aśka z Klaudią coś tam pitu pitu z technikiem (nie pamiętam imienia, sorensen!). Bajer zagadał do mnie. To idiotyczne, ale całą chwilę rozmowy przegadaliśmy na temat… Farmville – gry z Facebooka -.- No cóż, sam zaczął! Były zdjęcia (mam trzy – Bajer, Asia, Kamol. Na wszystkich wyszłam kijowo. Spanie z mokrymi włosami zawsze tak się kończy. Święty Mikołaju, przynieś mi nową suszarkę!). Padło też ze strony Tomka pytanie: „A macie już nasze nowe pocztówki?”. Śmiać mi się chciało, bo pamiętnego 8 marca dwa lata temu, kiedy to pierwszy raz siła wyższa postawiła mi na drodze jednocześnie Klaudiusza i Hrabich, padło identyczne pytanie, z tym, że zamiast pocztówek były foldery ^^ – No i mamy te pocztówki. Każda z nas uhaczyła komplet – jedną z całym składem i po jednej z każdym z artystów. Najpierw skończyły się „Aśki” i Tomek leciał po „Aśki”, a jak przyniósł, to się okazało, że skończyły się „Tomki” i musiał dylać po „Tomki” xD Było miło i sympatycznie – pewnie dlatego, że jak później zauważyła Klaudia, do Hrabich nie kleją się „gorące 13-nastki”. No ba. Pożegnałyśmy się grzecznie i wylazłyśmy tylnym wyjściem od strony parkingu (wredne baby z teatru naturalnie musiały szybko zamknąć główne wejście i powykurzać tym samym co poniektórych -.-). Pożegnałyśmy Justynę, która już leciała, po czym – stwierdziwszy, że Aśka z Klaudią mają jeszcze kupę czasu do busa – weszłyśmy z powrotem do teatru, tym razem głównym wejściem, a tam… No zgadnijcie, kto wychodził. Dokładnie. R. Że też akurat wychodził, cholera. Jakbyśmy przyszły chwilkę wcześniej, to dostałby wreszcie ten zasłużony opierdol. A tak to lipa, póki co. W Old Pubie kolejna niespodzianka. J. Aj, szkoda, że ze znajomymi jakimiś siedział, pogadalibym. Ale nic straconego, nadrobimy w niedzielę, mam nadzieję. Miałyśmy wypić po drinku, ale najtańszy 7 złotych, a w portfelach zdeka pusto, to sam soczek – tylko 3 zeta. Aj tam, z alkoholem czy bez, liczy się towarzystwo. Obgadaliśmy tego i owego, poplanowałyśmy… Jeszcze dwa tygodnie temu byłyśmy na sto procent pewne, że pojedziemy we trzy na Festiwal Kabaretu do Zielonej Góry. Jednakże jakoś tydzień temu okazało się, że z przyczyn niezależnych Klaudia nie jedzie, a Aśka zrezygnowała. Pomyślałam: „A dupa tam, trudno, pojadę sama”. Tylko, że… okazało się, że nigdzie nie ma wolnych miejsc noclegowych. Znaczy były, ale brali po stówę za noc, a miałabym tam siedzieć cztery. Zdziercy. W związku z tym właśnie kombinowałam, jakby te bilety zwrócić (w tej kwestii BiletyNaKabarety ssie i możecie mnie cytować). A tu się okazuje, że okoliczności się nieco zmieniły, Aśka jedzie na sam finał (w sobotę) i od razu wraca, bez nocowania, być może także Klaudia pojedzie, więc mogę się z nią spokojnie zabrać. A w kwestii biletów wspomniany już wcześniej kuzyn popyta, bo jest na miejscu, także może się opchną. Deus ex machina! A już mi się wydawało, że się wszystko spierdaczyło. Nie, przynajmniej wypad na Hrabich nam się udał, a perspektywy na resztę mają się lepiej. Gadka szmatka, czas minął, sok się skończył, poszłyśmy w stronę Podwala. Rozstałyśmy się jednak nie na Podwalu, a na Konopnickiej, bo czasu zrobiło się naprawdę mało, trzeba by było biec, a ja nie byłam w stanie (więcej nie pożyczam butów od matki – tak mnie obtarły, że wciąż mnie boli!).

 

To były naprawdę udane andrzejki. Czy tam Andrzejki, nie pamiętam. Ale trochę wniosków wysnułam. Oczywiście oprócz takich jak to, że kasę w teatrze kiedyś im wysadzimy. Na przykład taki, że to naprawdę fajne, że nie każdy kabaret, dla którego traciłam głowę parę lat wstecz, musi z czasem się zeszmacić. I… Cholera, następnym razem kupujemy bilety od razu, żeby siedzieć na środku, a nie w loży czy Bóg wie gdzie. Bo chcę cerować koszulę, składać koszulę albo buzi od małpoluda. Reszta pewnie też.

 

 

 

A tak poza tym dzisiaj mojemu blogowi trzaska 5 lat. Za to AMM kończą 10. Cóż za zbieg okoliczności 😛 Ale jakieś pitu pitu gwoli podsumowania to ja już nasrobię osobno.

3 myśli na temat “Kobieta i mężczyźni – to razem daje niezły kosmos!”

  1. O taaak!Zgadzam się.Popowa to jedna z wisienek wśród piosenek Hrabi.Może dlatego, że Lopez melodię napisał z własnych chęci…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *