Z dziennika adepta: Dzień VIII – „Klisza” na brudno (11 sierpnia, wtorek)

Nie będę pisać, czy się spóźniłam, czy nie, bo to jest oczywiste. Śmiem twierdzić nawet, że to tradycja.

Dzisiaj już naprawdę przygięło z kopyta. „Przelecieliśmy” cały spektakl „na brudno” – zagraliśmy wszystkie sceny po kolei, jak mają być, żeby wyłapać, co jeszcze jest nie tak i ewentualnie to i owo pozmieniać. Część faktycznie pozmieniano. Podobno jest nieźle. Ciężka robota, ale za to dostaliśmy ponad półgodzinną przerwę (informację o tym przyjęto owacyjnie – dosłownie), którą spora część z nas spędziła w Old Pubie. Wyjątkowo, bo zazwyczaj spędzamy przerwy w garderobach albo latając do sklepu 😛

Po zajęciach poszłam w odwiedziny do babci i… wstyd przyznać, ale zaczęłam przysypiać 0.o W sumie mnie to nie dziwi, ale nie spodziewałam się, że będę aż tak wykończona. A tu niespodzianka, koncentracja na najwyższych obrotach też potrafi wymęczyć.

 

Z innych rzeczy…

– Znowu odwiedzili nas pan i pani z telewizji Dami. Tym razem potrzebowali trzech, czterech osób, żeby opowiedziały do kamery to i owo o warsztatach. Jak się pracuje, czy jesteśmy zadowoleni i tym podobne mało wyrafinowane pytania. I kto się między innymi wyrwał?… No właśnie. Ja. Teraz się po cichu modlę, żeby to jakoś w montażu ładnie pocięli, bo mam niejasne wrażenie, że chrzaniłam takie głupoty, że bania mała. No cóż, pierwsze poważniejsze zetknięcie z kamerą zawsze spina człowieka na tyle, że robi coś wbrew zamierzeniu. Tak, tak. To był w zasadzie mój pierwszy raz. Sytuacji sprzed ponad roku, kiedy to po występie Wyrwigroszy podczas udzielania wywiadu pan Łukasz wyciągnął mnie przed kamerę, nie liczę – bo i w końcu cała moja rola polegała wówczas na staniu i wyszczerzeniu się w obiektyw pod koniec 😛

– Dzięki inwencji Nataszy i Tomka mamy już plakat i projekty zaproszeń 🙂