Płocka, majowa, … dziwna.

Na początek zupełnie nie na temat – tak, oczy was nie mylą. Nowy, tym razem w stu procentach własny nagłówek! Może po troszę przez sugestię Little Girl z mala-ocenia.pl, która jakiś (dłuższy) czas temu przy ocenianiu mojego bloga stwierdziła, że lasencja z anime średnio tu pasi. A głównie dlatego, że Lum jest słodka, ale zwyczajnie mi się znudziła xD Wykorzystałam zrobiony wczoraj z nudów szkic, który zamierzam na dniach pokolorować. To autoportret, jakby ktoś nie zczaił. I tak na marginesie – ogłaszam konkurs na interpretację hasła „Losers got pwned” 😀

 

 

 

No, a teraz do rzeczy. Kolejna Płocka Noc Kabaretowa, po raz kolejny w długi majowy weekend. Rok temu było, jak to mawiają młodzi, wporzo. Jak będzie w tym? Zobaczymy. Bo piszę na gorąco. Tak najłatwiej zachować szczegóły 😉

 

Początek… zły. Oj zły. Bo jak może być dobry, gdy konferansjerkę zakosili Paranienormalni? Postawili na konwencję imprezy zakładowej, no bo 1 maja. Paszczyk śmiga w złotym, kiczowatym garniturze, Motyka w pedalskiej peruce. Gdzieś mi śmignęli Ada i Tomek z Nowaków. Biorąc pod uwagę to, że są gorsi od nich i że Klaudia ich lubi, ostatnio mój stosunek do nich złagodniał… Ale to nie zmienia faktu, że wygląda to równie fascynująco jak prowadzenie PNN podczas ostatniego kabaretonu opolskiego. Mówiąc krótko – strach się bać! Tylko nazwy i nazwiska pozostałych sugerują mocno, że warto jednak nie przełączać już teraz.

KSM-y. I tu jest trochę fajniej. Ale nie do końca. Skecz o niejakim Kłaku, są śmieszne grypsy, ale ów Kłaku właśnie, postać grana przez Jarka Sadzę, niebezpiecznie przypomina mi niejakiego Krzynówka, postać graną… także przez Jarka Sadzę. W połączeniu z paroma tekstami zabawnymi jak suchary „gospodarzy” i powszechnie już znaną wiadomością, że Męczący poszli do „Kocham cię Polsko” wygląda to krzywo. Pocieszam się jednak faktem, że już raz taki zakręt mieli i jakoś z niego wyszli. Tylko, że tym razem mogą nie mieć ani tyle szczęścia ani tyle rozumu… No dobra. Ciii. Zobaczymy, co jeszcze dziś pokażą.

Kwiatkowski i Kamil Piróg z Nowaków udają robotników i gadają z panem z widowni. Szkoda tylko, że temu drugiemu dano powiedzieć chyba tylko jedno zdanie – bo jego, że tak to nazwę, kolegi z jego tradycyjnym, obrzydzonym już tonem sepleniącym słuchać nie mogę.

Marcin Daniec. Bo Dańca każdy zna. Swoją drogą jeszcze kilkanaście minut wcześniej można go było zobaczyć w „Hicie dekady” 😀 Na mojej twarzy powoli pojawia się lekki uśmieszek. Nie uśmiech od ucha do ucha, nie uśmiech z rechotem, a tylko uśmieszek. Ale to już sporo. Zresztą jakby się tak uprzeć, to moja styczność z kabaretem zaczęła się od niego, także… sentyment też gra tu sporą rolę. Nie przesłania, bo nadal potrafi dowalić. Piosenusia o agencie CBA na melodię „Jesteśmy na wczasach” gniecie. A utwór o tym, że może to przeznaczenie go tu trzyma, a może nadzieja, że kiedyś będzie lepiej, podparty odpowiednią introdukcją dowodzi, że nawet tutaj jest miejsce na refleksję, której z tego, co pamiętam, Daniec nigdy nie unikał na siłę. Ech 🙂

Złagodnienie stosunku do Nowaków złagodnieniem stosunków do Nowaków, ale to nie zmienia faktu, że intonacja Ady mnie wkurza. Ale nie tak bardzo, jak śmiech Motyki, zakańczany prosiackimi chrumknięciami. Haha, bardzo zabawne. Normalnie szał.

Ale ciii, bo wchodzi „pion elektryczny”, czyli Neo-Nówka! W dodatku ze skeczem o pani Wandzi – wracają wspomnienia z 1 lutego ^^ Pani Wandzia chce zostać sekretarką. Ale… No właśnie, przez te „ale” wziął się ten skecz. Prześwietna kreacja Romana chrypiącego przepitym głosem o różnych perypetiach, które pana z firmy mają przekonać o wysokich kompetencjach tej bohaterki. Moją buzię w tej chwili zdobi radosny wyszczerz, poszerzony zresztą przez picie. Nie na rozmowie kwalifikacyjnej. W trakcie. I inne myki 😀 Uwielbiam – i cóż tu poradzić?

Uwaga, święto. Coś, do czego łapę przyłożył Kwiatkowski, powstało po 2008 roku i jest błyskotliwe. Scena metaforycznego przedstawiania podatków na butelce taniego wina.

Paszczyk: „Dla ciebie koleżanko i dla ciebie kolego kabaret Smile i <<Wiola z rybnego>>!”. Daga: „… Poeta zjadł kotleta”. Ale piosenka jest w porządku. Jakkolwiek Smile wyrasta na młodszego brata PNN i KSM-u. Po tej gorszej linii. Chociaż… może jeszcze coś się w tej kwestii zmieni? Szkoda by było Kincela. Menda, ale ładnie śpiewająca. I wredna okresowo. Bo mimo jeszcze nie tak dawnej sympatii do Andrzejka to ja już nie widzę dla niego zbyt wielu szans… A może się mylę? Fajnie by było.

Koniec pierwszej części. Tadą!

 

A oto i druga.

Klaudia, z którą piszę w tym samym czasie, w którym oglądam i skrobię tą noć, jojczy: „Boże, za co. Ja się pytam, co ja złego w życiu zrobiłam, że oni muszą prowadzić ten kabareton i muszę widzieć na każdej przerwie ich twarze?”. A ja chyba wiem, co. Kiedyś wszyscy pozwoliliśmy im wleźć na tą scenę, nie wiedząc, że tak nisko upadną. Ale to wina nieświadoma. Bo kto się wtedy spodziewał, że kabaret tak może skończyć?

Ale uśmiechnijmy się, albowiem na płocką scenę wkraczają cztery „smyki” znane jako Grupa MoCarta i szafują obficie pysznym muzycznym humorem 🙂 Niestety mimo tego, iż numer z muzyką Modern Talking znam już praktycznie od roku nie udało mi się poznać tekstu do „Cherry Cherry Chica”… A szkoda. Pośpiewało by się. No i mix melodii z brytyjskiego rocka i rock ‚n’ rolla z krokodylem. Czysty śmiech 🙂

Kolejna wstawka Kwiatkowski-Piróg-Paszczyk. Pomijam, bo nie warto nic pisać.

O, Halama! I plecie o dresiarzach, żulach i bandziorach jak prawie rok temu w Lubaniu… Ech, znowu ta nostalgia… Ale ciii. Jest fajnie. Zwłaszcza, że występów Grzegorza w „Tylko nas dwoje” nie śledziłam i tak jakby dla mnie nie istnieją, także nie mam złego wrażonka. Zresztą chyba nawet znając te jego polszmatowskie śpiewy takowe by się nie pojawiło. Halaś is Halaś i nie ma kija we wsi, że tak się ocenzuruję. Opowieść o panu Edwardzie dobra jest 😀

Sucha wstawka część któraśtam. Tylko, że teraz opatrzona felietonem filmowym. Podobnie… khem… zabawnym. Kolega Paszczyk naprawdę już nie ma gdzie realizować swoich reżyserskich pasji? Bo to chyba jego „dzieło” było…

Formacja Chatelet. Albo Ch(m)atelet, jak to mawiam od lat przynajmniej dwóch. Ale dzisiaj szmatowato wcale nie jest. Ależ skąd. I najważniejsze – Pałubski nie gra niczego bubopodobnego. Rewelacja istna normalnie. A i nawet zabawnie wyszło. Ciekawe tylko, czy coś z tego wyniknie. Bo wcześniej takie przebłyski nawrócenia kończyły się na jednorazowym „udaniu się”.

Piasecka. Katarzyna. Kasia. Kachna. Kasieeeeńka…! No cóż… Ta dziewczyna mimo upływu lat, przez które zdążyła odłączyć się od Słuchajciów i zacząć grać na własną rękę, nadal mnie w jakimś stopniu rozczula. Bo jest… fajna? Tak po prostu fajna? I trafia celnie? I sprzedaje ze sceny tekst z duuuużą naturalnością? Tak. Myślę, że dlatego 🙂 Jeśli tak wygląda stand-up, to jestem za.

Suchych wstawek już nie wspominam. Ani nie komentuję. Bo śmiem twierdzić, że nie ma po co. Ciągle skrobała bym to samo. Ale teraz jeszcze wspomnę, bo Tomek z Nowaków. Molto simpatico!

Na mą twarz powrócił szeroki uśmiech. Wszedł Roman, przedstawił swoją ekipę i Żarówki (które ntb. dzisiaj akompaniują wszystkim ^^) i zapowiedział piosenkę, która nie jest coverem i która ma warstwę tekstową, na którą państwo powinni zwrócić uwagę. „Że”! Po pierwszej zwrotce powiedziałam sobie ze zdumieniem: „Boże, oni coraz lepiej śpiewają!”. Ze zdumieniem, bo już wcześniej było nieźle, chociaż do Romciuchowego wokalu miałam zastrzeżenia. Teraz już nie mam. I Gawlin zaczął używać przepony – wcześniej leciał przez gardło i zachrypiał się przy wyższych partiach. Można się nauczyć? MOŻNA! Bo to zdolne chłopaki są. A tak na marginesie: Żurosława jakoś dziwnie dzisiaj energia rozpierała… Trochę to śmiesznie wyglądało, ale jestem jak najbardziej za. I, że tak zacytuję… „Nananana nanananana, hej!” 🙂

Tak ładnie skończono część drugą. Trzecia po przerwie. Krótkiej.

 

Część trzecia.

Paszczyk: „Tu wasz szalony Zdzisiek Kawa, a gdzie Kawa, tam…”. Dagens: „Wypierdalaj”. Przepraszam. Nie mogłam się powstrzymać. Tylko scenka z Adą dobra. I nie pieniła mnie! Znaczy Ada.

Smajle. Co z tego wyniknie? Zamysł jest niezły. Skacowany dziennikarz radiowy zamiast na paryskim lotnisku znajduje się na niedobitkach pępkowego z okazji narodzin syna i musi improwizować. A wykonanie… No… Mogło być lepsze. Chociaż parę tekstów niezłych. Czyli jak zwykle.

Była wstawka. Nie opisuję.

Nowaki. Pewnie Klaudia się cieszy. Możliwe, że ma rację. Dresiarz szuka gościa, którzy zbrzuchacił mu siostrę. Tylko, że ona nie pamięta, z kim wpadła. Toż to oczywiste. Chociaż po skeczu o szkole tańca podupadli w moich oczach, teraz się podnieśli. Nieco. Ada macająca po twarzach panów z widowni niszczy 😀

KSM po raz drugi. Widzę Jarka jako Śrubę i już wiem – to nie może skończyć się dobrze. Nie tym razem. Wiecie. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Dłuższe ciągnięcie jednego motywu, postaci czy czegośtam jeszcze nikomu w kabarecie nie wyszło na dobre, a przynajmniej nie w ostatnich latach. Pamiętacie Mariolkę? No właśnie (swoją drogą dziękuję bogom, że dzisiaj póki co się nie pojawiła i nie zapowiada się, żeby wyskoczyła). Widziałam już tą odsłonę – to jest bodaj trzecia – i zachwytu nie było. Nadal nie ma. A bu.

Wstawka. No comment.

Chatelet – też po raz drugi. Szkoła kamasutry. Coś ostatnio znowu lubują się w motywach okołoseksualnych. Ale uwaga, plus, znowu Michał nie jest Bubą! Mały to plusik, zważając na skecz. Świńskie aluzje po pewnym czasie się przejadają. Albo gdy się je średniawo podaje, nie śmieszą. Albo się starzeję, nie wiem…

Finał. Maryla Rodowicz śpiewa „Małgośkę”, wszystkie kabarety zostają przedstawione i pokazane. Konieeec.

 

 

Ufff. I cóż mogę powiedzieć. No rozmach. W porównaniu do zeszłego roku był rozmach. Tylko chyba się to dosyć poważnie na atmosferze odbiło. Gdy zaglądam w notkę o poprzedniej „nocce”, czytam, że byłam zadowolona. Dzisiaj niby też jestem, ale przy tym i zmęczona. Chociaż w zeszłym roku też skład był pół na pół (czytaj połowa kabaretów mi się podobała, połowa nie), w tym roku bardziej pieniły te słabe, zwłaszcza ten dopuszczony do prowadzenia całości. Rok temu na konferansjerce stali Wyrwigrosze – i być może to też tłumaczy, dlaczego wtedy było fajniej. Ale dzisiaj warto było wytrwać chociażby dla Neonsów, MoCartów, Kasi P., Halasia… I chyba w tym sezonie wszystkie czołowe kabaretony będą tak wyglądać. Że trzeba będzie przetrzymywać zbyt dużo słabych i średnich kabaretów, żeby dostać te porządne i świetne. No cóż. Znowu istnieje szansa, że się pomylę…

Ale i tak to, co mogło być fajne, fajnym było 🙂 Dajmy na to chłopców-Neonowców… Spisali się na medal. Zgodnie z oczekiwaniami. Ech, poszło by się na ich występ…

 

 

P.S. Wszem i wobec zaręczam: naprawdę bardzo, ale to bardzo chciałabym napisać coś miłego na temat dzisiejszych popisów Michała Paszczyka. Wszak powszechnie wiadomo, że mimo faktu zeszmacenia się strasznego w jego wykonaniu do Paszcza żywię cień sympatii. No, ale kurwa jakoś nie mogę. Wszelkie próby odnalezienia pozytywu w jego działaniach scenicznych spełzły na niczym. Sorry. Starałam się.

P.S. 2 Niniejszym chciałabym złożyć podziękowania, uściski i buziaki (albo, jak kto woli, ciumy) pannie Klaudii – za wymianę wrażeń, wsparcie w „trudnych momentach” i wspólną radochę w trakcie oglądania. Wprawdzie czyniła to, jak to mawiają, online, ale liczy się gest 🙂

P.S. 3 Podobno Rodowiczka nie była prawdziwa.