Depeszki kabaretowe (7)

A jednak. Nie tylko na nowo odżyły ośli upór przyciągnął mnie znowu przed ekran w porze emisji „Latającego Klubu 2”, a – zgodnie z oczekiwaniami – odpowiednia ekipa. W tym wypadku Kabaret Pod Wyrwigroszem. Tak, to w zasadzie potrafi załatwić wiele i mocno mnie udobruchać. Ale do rzeczy.

Dobro:
* Andrzej Kozłowski parodiujący Freddiego Mercurego. Nie tylko ze względu na to, kto tu naśladował i kogo, ale również JAK! Zgniłam, skisłam, wewnętrznie się pogniotłam, nazywajcie to jak chcecie (i nie, wcale z tego powodu nie spędziłam reszty wieczoru na słuchaniu kawałków z „The Miracle”, wcale nie). Wstawianie czegoś takiego na początek nie było zbyt mądrą decyzją, bo po takim starcie zasadniczo cały program już jest pozamiatany. A przynajmniej powinien był być, gdyby nie…
* Reszta Wyrwigroszy w skeczu o kredycie! Wprawdzie już mi znanym, w trochę innej wersji, ale jednak (kto ich kanał na YT śledzi, temu pan Bóg daje… czy coś), co nie zmieniło faktu, że obśmiałam się jak norka. Temat chyba nigdy nie przestanie być na czasie, a i jego wykonanie… No cóż, ile ja już razy powtarzałam, że Wyrwigrosz to jest marka?
* Scenki „długiego” Wójcika i Cieślaka. Wychodzi na to, że nie tylko sama obecność tego drugiego może je uczynić szczególnie przyjemnymi dla mojego oka i ucha.

Akceptowalność:
* Skecz o Magdalenie Ogórek, chociaż obecność Basi Tomkowiak w tej roli trochę wybiła mnie z rytmu. Nie, sorry, ale dla mnie fakt obecności w zawsze czysto męskiej Formacji Chatelet kobiety to jakaś makabryczna abstrakcja i podejrzewam, że tak już mi zostanie na wieki wieków amen, chociaż żywię do niej pewną sympatię po „Zamkniętych w celuloidzie” i wybrykach u Laskowika. Ale mimo paru mocno chybionych i ciężkich dowcipów (ktoś, kto pisał kwestie Małczorowi, Miśkowi i Maryjuszowi, spłonie na dnie piekieł) całość się wybroniła, a wyskakujący znikąd Wadek Wilkołek przebrany za posłankę Grodzką wygrał wszystko. Jak to jest, że każdy Mruczak przebierający się za znanego babochłopa wygląda o jakieś 90% lepiej od oryginału, że tak wspomnę znów legendarną wójcikową Conchitę?
* Poliż Stand-up. Chociaż wiadomo, że ja do tej formuły zawsze mam stosunek jak pies do jeża, ale… dają radę chłopaki. Można to robić bez bicia ludzi szpadlem po poczuciu humoru? Można. I zawsze będzie okazja, żeby Maryjusza zobaczyć, skoro z Łowców się urwał. Tylko niestety pod sam już koniec Robert ewidentnie koniunkturalnym żartem o Putinie trochę skisił.
* Ogólne prowadzenie Jabbara i Górala. Nie mylić z ogólnym prowadzeniem się, bo tego nie wiem i nie chcę wiedzieć 😀
* Dubbing zwierzątek z „Tylko dla dorosłych”. Jedyna sytuacja, kiedy Ruciński u mnie przechodzi.

Średniość:
* Wstawka „Ścianki myśli”. Nie wiadomo po co, na co i dlaczego. To, co pasuje do Internetów, nie zawsze dobrze wypadnie w TV.
* Grupa improwizacyjna Przyjezdni. Ot, przyszli, pograli i poszli, zero śladu w pamięci.
* Tomek Jachimek w „Tylko dla dorosłych”. Ostatnio – może w związku z dużą ilością gadania o rozejściu się Limo – jakoś mi się za nim zdeczka zatęskniło. Nagle pojawił się tutaj i… to nie było to, czego bym się spodziewała i po tak długiej oglądaczej rozłące i po tym konkretnym człowieku. Doszukiwanie się świństw i świństewek w klasycznych opowieściach dla dzieci już zostało zrobione parę razy i to w dodatku lepiej. Czyżby próbował nadążyć za przeładowanym erotycznymi aluzjami stylem młodszych kolegów? Niech tego nie robi. Błagam.

Zło:
* Cała reszta segmentu „Tylko dla dorosłych”. To chyba oczywiste. Sam fakt jego powrotu już jest dostatecznym problemem.
* Mariush. Znaczy się nie, przetrwałam. Ale na wyłączonym dźwięku. Za jakiś czas dokładnie sobie omówimy, dlaczego ta inicjatywa Szymona od samego początku jest mi w ogóle nie w smak.

Podsumowanie? Chociaż proporcje mówią same za siebie, wolę się powstrzymać z opiniami póki co. Jak to mówiło to stare przysłowie pszczół? Nie chwal dnia przed zachodem słońca? No. A tak na serio to mam niejasne przeczucie, że jak teraz za bardzo skomplementuję, to następny odcinek znowu będzie przerażającą mielizną na miarę tej z zeszłego tygodnia. Także… także tego. Tym razem było lepiej i na tym stwierdzeniu poprzestanę.