W cieniu trailera

Na początek będzie sarkanie. SHAME ON „MARYSIEŃKA”! SHAME ON! Dlaczego zawsze muszą grać każdy film w systemie „od piątku do czwartku” w porach, o których za cholerę nie mogę się stawić w kinie i dlaczego ja się zawsze muszę dowiadywać w niedzielę/poniedziałek, że mają w repertuarze coś, co bym sobie chętnie obejrzała? Ostatnio „Kołysanka” Machulskiego, a teraz „Moja krew” z Lubosem w roli głównej. No wkurzyłam się, wkurzyłam. Zwłaszcza, że o ile niezobaczenie tego pierwszego filmu jakoś mogę przeboleć, ale – cholera! – tego drugiego już nie. No bo powiedzcie sami – Eryk Lubos jako nie-troglodyta, nie-cynik, nie-łobuz i nie-bandzior? Normalnie cuda, panie, cuda! A tu lipa. Czekaj se człecze, aż na DVD wyjdzie albo w telewizji poleci – chociaż emisja pewnie wypadnie w porze dla nietoperzy, a płyta będzie za droga jak na moją kieszeń, ewentualnie kupię ją i nie będę miała czasu obejrzeć (zawsze tak mam z filmami na płytach – „Towar” od ponad roku czeka! -.-). A grrrrrr. Ostatnio w ogóle nie mam szczęścia do „kinowania”. Kina i DKF albo nie grają nic albo akurat o godzinie, kiedy mam inne zajęcia, a ZOOM chyba się skundlił. Przynajmniej, jeśli chodzi o tak zwane pokazy specjalne. Bo czym w tym roku uraczono tam widzów? „Domem złym” i „Janosikiem – historią prawdziwą”. Czyli filmami, które chodzą/chodziły w normalnej dystrybucji kinowej. Też mi „specjalne”.

 

A teraz będzie lanie miodu tudzież peany. Bo dzisiaj w KKD Limo pokazało kolejny trailer! Oczywiście zanim przyszło co do czego, musiałam przetrwać fałszującego Górala (w tym momencie dziękuję niebiosom, że partnerujący mu Jabbar umie śpiewać ponadprzeciętnie, bo się wyrównuje) oraz przeczekać duecik Marcina i Zieliny (sympatyczny zresztą, chociaż Kaśka nie nadążała z tekstem), „obrady rządu” (z Wyrwigroszami i Limowcami, AAAAAAAAAAA! <krew z nosa>), sondę Moralnych (akurat to im wychodzi… może dlatego, że Pakosę gdzieś w świat wysłali) i świeży skeczyk Limo o zmienianiu nazwiska. Ale warto było czekać. Oj warrrto. Każdy, kto pamięta pierwszy trailer (np. ja ^^), w tym nowym znalazł wszystko to, co zachwyciło go w tamtym… i o wiele więcej! Niby filmik komediowy, ale po primo – z pomysłem, po secundo – z profesjonalną realizacją (wiwat Grupa Impact!), a po tertio – dobrze zagrany. Cud, miód i orzeszki, szmery, bajery i fantasmagorie. Każde ujęcie zasługuje na osobną listę drobiazgowych pochwał. Bo każde sprawia wrażenie dogłębnie przemyślanego i mimo zdecydowanie komediowego przesłania wywołuje niewytłumaczalne ciary na plecach… Łejezuuuuu! Ja chcę pełny metraż. Z takim wysmakowanym klimatem i z takim prześmiewczym podtekstem zarazem. Iście mordercza mieszanka, ale pewnikiem wyszedłby z tego pierwszy porządny polski horror. W dodatku w taaaakiej obsadzie – w obsadzie z Limowców, których tak uwielbiam i których można łyżkami jeść (tak. Staram się zapomnieć o Wojtkowym skurwieniu się i świetnie mi to idzie. Czas leczy rany, jak to mawiają – nawet te na przekonaniach). I mimo, że spodziewałam się po nich czegoś tak mocnego – jestem zaskoczona. Wybitnie zaskoczona. A ostatnio coraz rzadziej mi się to zdarza.

Potem był jeszcze skecz Wyrwigroszy, filmik z Kresowiakami i Limowe „love parade” na finał, ale z tego wszystkiego nie mogłam się skupić na nich…

 

 

P.S. – zupełnie nie na temat – nie, nie mam DVD Formacji Chatelet, nie zamierzam go nabywać ani nie zamierzam robić sobie z nim idiotycznego zdjęcia w dziwnym miejscu, dziwnej pozie czy Bóg wie jeszcze, czym.

P.S. 2 – też nie na temat – dzisiaj Oscary, trzymać mi kciuki za „Królika po berlińsku”.