Depeszki kabaretowe (8)

„Latający Klub 2” i bez zbędnego wstępniaka przechodzę od razu do rzeczy, bo nie oszukujmy się, nadmiaru filozofii w zasiadaniu przed telewizorem w piątek późnym wieczorem nie ma.

Dobro:
* Marylka Litwin-Sobańska jako… ta druga Marylka, oczywiście. Niby już to kiedyś było, ale czy z takim przytupem? NO NIE SĄDZĘ. Powiem wam tak: jeżeli to będzie jakaś nowa tradycja i każdy kolejny odcinek będzie się rozpoczynał od mocarnych występów najbardziej utalentowanych wokalnie artystów kabaretowych (przypominam cichutko, jaką piękną bombą w tym stylu dostaliśmy już tydzień temu), to ja to kupuję absolutnie. Więc co, kto za tydzień?
* Jurki – bo gdy pani z pierwszego punktu skończyła śpiewać, przebrała się i dołączyła do niej męska reszta kompanii, zagrali wdzięczny skecz. Nic oczywiście w tym dziwnego, bo u nich to przecież norma, ale po tym lekkim powinięciu się nóżki, jakim był ich występ na ostatniej Kabaretowej Nocy Listopadowej, potrzebowałam mocnej odtrutki. I przynieśli. Taką na margarynie, if you know what I mean 😀
* Grzegorz Halama, tak dawno niewidziany Grzegorz Halama. Jakiś taki… mniejszy? Dlatego monolog o odchudzaniu i dietach. Pomijając ogólną wesołość jedna fraza, którą wszyscy powinniśmy sobie wziąć do serca: „Obliczyłem swoje BMI! Jestem za niski”.
* Konferencja prasowa. Kolejna, więc coś tak czuję, że to może być zastępstwo za nie bardzo możliwe do robienia przy obecnej sytuacji politycznej posiedzenia rządu. Byłabym absolutnie zadowolona z takiego obrotu spraw, bo w tym odcinku wyszło bardzo fajnie, o wiele lepiej niż tydzień temu. Bo, jak widać, można stworzyć numer bez ani jednej nieudolnej, zbereźnej aluzyjki. Tylko ten fragment z klękaniem mógł być trochę krótszy.
* Wstawki duetu Mikołaj&Michał. Tutaj nic się nie zmienia, bo po co zmieniać coś, co jest dobre.
* Przemysław Babiarz, którego szczęśliwie zamiast przepytywać w nieszczególnej manierze rzucono na fale humorystycznego zadania. I który swoją aktorską interpretacją tekstu czerstwej piosenki LemONa „Jutro” wpisał się idealnie w nurt podobnych parodii, obok Jude’a Law z „Poker Face” i Artura Barcisia z „Ona tańczy dla mnie” (chociaż wiadomo, ten ostatni jest absolutnie nie do przebicia).
* Początek segmentu „Tylko dla dorosłych” i tekst Kacpra Rucińskiego o Światowym Dniu Wróbla. Po raz pierwszy słyszałam dobry dowcip wypowiedziany przez tego faceta, OLABOGA!
* Dubbing zwierzątek – równie tradycyjnie jak scenki Cieślaka i Wójcika – ale był jeden problem. Za mało dzisiaj! Za mało!

Akceptowalność:
* Prowadzenie Górala i Jabbara. Niestety popełnili ten dramatyczny błąd, jakim jest ciśnięcie w ciągu pierwszego kwadransa fatalnym dżołkiem, który psuje dobre wrażenie na całą resztę programu. Żart o kandydacie na prezydenta, któremu ptak na włosy narobił? Naprawdę, poziom podstawówki, takiej wczesnej. I nawet prawie że cukrowe momenty, jak Robert z afektacją cmokający Marcina w policzek albo czule przytulający przyniesioną przez Przemka Babiarza statuetkę TeleKamery nie były w stanie zasłodzić tej wpadki.
* Kabaret Na Koniec Świata. O którym zresztą po KNL nie miałam najlepszej opinii, ale tym razem w pewnym stopniu wybronili się z tamtego występu. Co nie znaczy, że jakoś szczególnie mnie rozbawili. Ludzie na widowni od samego początku ich skeczu zanosili się śmiechem, a ja tylko spoglądałam z zaskoczeniem, bo dlaczego się chichrają, skoro jeszcze żadnego żartu nie było. Kreacja Wojtka Solarza i jego niszczący życie w promieniu 10 kilometrów śmiech to jednak troszkę za mało, by zrobić tym cały numer.
* Antek Syrek-Dąbrowski w segmencie „Tylko dla dorosłych”. Wprawdzie tekst o fontannie i zakończenie występu przypominały strzały po nogach, ale reszta jak najbardziej strawna.
* Karol Modzelewski w tej samej części. Taka dziwna mieszanka dowcipów wdzięcznych (kurczak!) i raczej słabych. Ale z przewagą tych pierwszych.

Średniość:
* „Ścianka myśli”. Te filmiki robią za zapchajdziurę w programie, innego wytłumaczenia nie widzę.

Zło:
* NIE MA.

Tak, nie przewidziało się wam. Ja też nie dowierzam. I ponownie mimo sporego entuzjazmu próbuję się ze wszystkich sił powstrzymać od pochwały, bojąc się, że to wszystko zepsuje i za tydzień wrócimy do punktu wyjścia. Ale z drugiej strony, cholera, należy się! Więc chyba jednak to zrobię – zwłaszcza, że w następnym odcinku ma być zdaje się Artur Andrus, tego się nie da spieprzyć.
Było dobrze! Widzę progres! Dajcie więcej!

Jedna myśl na temat “Depeszki kabaretowe (8)”

  1. Szkoda, że nie oglądałam (teraz jestem w takiej sytuacji, że nie mam telewizora), przez co nie dociera do mnie żadna z aluzji – tak fajnie się je wyłapuje, kiedy się zna :3 „Ma być zdaje się Artur Andrus, tego się nie da spieprzyć” 😀 Nieudany skecz z Andrusem, to faktycznie jest nie do wyobrażenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *