Blogodziny

Well, powinnam w tytule notki podrzucić jakiś zabawny „pun” związany z liczbą siedem, ale niestety jedyna rzecz, która mi się z nią kojarzy, to przysposobiony przez Whovian dowcip o tym, dlaczego szóstka boi się siódemki. Tak więc nic z tego.


Ano tak. Mój blog niespełnia tydzień temu skończył siedem lat. Gdyby był człowiekiem, mogłabym już posłać go do podstawówki. Ale nie jest. Może to i lepiej, bo aż strach myśleć, cóż to by była za bestia. Tak czy siak czuję się minimum dziwnie, bo to kawał czasu, a jakoś kurczę nie odnoszę wrażenia, żeby faktycznie to wszystko zaczęło się tak dawno.


Dobra. A teraz będą numerki, czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Okej, w sumie nie tyle tygryski, co ja. Wprawdzie z matmą praktycznie nigdy nie było mi po drodze, ale to nie zmienia faktu, że mam grubą uciechę z gapienia się na te śmieszne znaczki.

Lecimy – mój blog został odwiedzony łącznie 115 687 razy, z czego 7391 razy przez ostatni rok. Patrząc na statystyki sprzed roku poleciałam na łeb na szyję. Z komentarzami nie lepiej, bo tych pozostawiono tutaj 1034, z czego 59 w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. No cóż, no cóż, no cóż. Bywa, jak to mawiają. Nie ma nad czym płakać, można co najwyżej się pochełpić, że wykrystalizowała się grupka stałych i zawsze mile widzianych bywalców w miejsce przypadkowych, niekoniecznie wartościowych stad 😛

W kwestii notek, nie chcąc kopiować po raz n-ty starych podsumowań, po stare rekordy zapraszam do wpisu o szóstych urodzinach, a z nowych dorzucę, iż rok 2010 przyniósł w sumie 69 wpisów, a rok 2011 bez jednego miesiąca, który dopiero się zaczął – 29. Włącznie z tym, który teraz czytacie, oczywiście. Też mniej niż w poprzednich latach, co da się wyjaśnić prosto i banalnie – matura i studia. Wprawdzie pomiędzy nimi były przeszło cztery miesiące wakacji, ale któżby w takim czasie chciał tylko siedzieć za kompem i pisać. A poza tym… taaa, chyba zwyczajnie się rozleniwiłam albo ukierunkowałam na coś innego, bo bardzo często mi się po prostu nie chce. Bo kiedy zaczynają mnie świerzbić paluchy, żeby coś napisać, to albo sobie myślę: „A chuj, po co będę się wyzewnętrzniać” – dotyczy to zwłaszcza kiedyś tak uwielbianych przeze mnie tematów okołokabaretowych, bo nie oszukujmy się, potencjalna myśląca publika dla takich wynurzeń niepokojąco zmalała – albo wbijam nos w moje setki niepoukańczanych historyjek, opowiadań czy ostatnio fanfików, próbując zmienić je w rzeczy bardziej poukańczane. I powiem wam, że to nawet działa.


Ech, ja chyba przeszłam do porządku dziennego z faktem posiadania bloga. Wiadomo, najpierw jest fascynacja, szał, bo Ty możesz napisać i opublikować co zechcesz, a kupa ludzi to przeczyta. A potem… no cóż, potem z szału robi się norma. Fajna mimo wszystko, ale jednak norma.


A tak poza tym… A tak poza tym to dzięki tym wszystkim, którzy czasem zajrzą i naskrobią coś mądrego. Zawsze to przyjemniej 🙂 Nawet, jeśli od dłuższego czasu dochodzi się do wniosku, że równie dobrze możnaby pisać to wszystko do szuflady dla własnej przyjemności i wszystko działałoby bardzo podobnie.



P.S. Tego nie widać, ale jeśli najedziesz na niektóre frazy w tej notce, tam będą hiperłącza do rzeczy, o których mowa. Naprawdę.

2 myśli na temat “Blogodziny”

  1. Pierwszy komentarz należy do mnie 🙂 gratuluje jubileuszu, życzę kolejnych lat owocnego blogowania 🙂 btw, przeszłam na onet. nazwa:panitekla

  2. z komentarzem spóźniona jestem grubo, chociaż notkę przeczytałam zaraz jak się pojawiła, silly me… anyway, i Tobie, i blogaskowi wszystkiego naj i wen przychodzącej wtedy, kiedy trzeba! :*

Skomentuj durmik@op.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *