„Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat,
ja wysiadam!
Na pierwszej stacji, teraz, tu!
Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, bo wysiadam.
(…)
Będę tracić czas, szukać dobrych gwiazd,
gapić się na dziury w niebie,
jak najdłużej kochać ciebie.
Na to nie szkoda mi zmierzchów, poranków,
ni nocy, dni…”
Chyba po x latach załapałam, o co chodziło Magdzie Czapińskiej, która napisała tekst tej świetnej zresztą piosenki. Albo znalazłam dla tych słów nową interpretację. Bo trudno jest nadążyć i wytrzymać ze światem, który na codzień nic dla ciebie nie robi, a od święta energicznie wpierdala ci się w życie. Najczęściej w momentach, kiedy jest to ci równie potrzebne jak sanki w lecie. Można by zapytać, czy może powinnam ja zrobić coś dla świata, żeby on zadziałał na zasadzie wzajemności. Z tym, że on wcale tego nie potrzebuje. Doskonale radzi sobie beze mnie. Ja bez niego też, jak sądzę. Cała różnica polega na tym, że ja mu się nie wcinam.
Więc stop, ja wysiadam.