Tydzień zbójecki (1): Bydlacka analiza

Biorąc pod uwagę, że według prognoz przed najbliższy tydzień będę cierpieć na nadmiar wolnego czasu, który wypadałoby jakoś spożytkować, zamyśliłam sobie blogowe przedsięwzięcie o malowniczym tytule „Tydzień zbójecki”. Czyli tydzień pisania – o czymkolwiek, byle codziennie. Dla zabicia nudy.

Założenie było takie, żeby także totalnie zignorować i przemilczeć ostatnie zdarzenia, ale nazbierało mi się tyle spostrzeżeń, które trzeba gdzieś wyrzucić, że pierwsza odsłona będzie ten punkt wyjścia łamać…

 

Zacznijmy od tego, że w kraju bez prezydenta śpi się tak samo dobrze, jak w kraju z prezydentem. Gdyby nie trajkoczący w drugim pokoju telewizor, pewnie doszłabym do wniosku, że już jest po wszystkim. Niestety – nie jest. Polsat przed chwilkę popuszczał jakieś bajki dla dzieci, film „Marsz pingwinów” (notabene ze wspaniałą narracją Marka Kondrata – jupi, jednak lubię gościa mimo reklam), ale potem wszystko wróciło do wczorajszego stanu rzeczy. Czyli ciągłe powtórki zdjęć z miejsca zdarzenia, jakieś rozmówki i pseudoanalizy na każdym kanale. A listę ofiar puszczali już tyle razy, że niedługo nauczę się jej na pamięć. I pomyśleć, że to tylko wycinek tego, co dzieje się właśnie w mediach, bo to tyle, co widzę, gdy przychodzę do pokoju rodziców. Gdybym miała cały czas włączony telewizor u siebie, pewnie mózg by mi wyparował. Ogółem narosła we mnie kwitnąca od wczoraj myśl, że „mnie się marzy kurna chata (…) żeby się odciąć od całego świata”. Ale cóż się dziwić, sprawdza się moja teoria, że im więcej czasu mija od jakiegoś wypadku, katastrofy czy innego wydarzenia, tym mniej treści, a więcej bełkotu.

Już na sto procent utwierdziłam się w przekonaniu, że nie, nie jestem patriotką. A przynajmniej nie w takich kategoriach, w jakich chcieliby inni. Nie będę płakać po prezydencie, którego zawsze miałam w głębokim poważaniu i który przecież nie stanie się nagle w moich oczach „wielkim mężem stanu” tylko dlatego, że spadł razem z 96 innymi osobami i samolotem. Niektórzy już dostrzegli, że taka tendencja – wczoraj „kartofel”, dzisiaj „wspaniały pan prezydent” – opanowała jeżeli nie cały naród, to jego znaczną większość. Coś jak po śmierci Michaela Jacksona. Póki żył, był upadłą gwiazdą, kolesiem, którym wszyscy pogardzali. Bo dziwak, bo pedofil. Aż tu nagle umarł i stał się dla tych wszystkich „królem popu”. Taka dziwna psychologia tłumu, której nie rozumiem i pewnie nie zrozumiem nigdy. Pewnie to jest właśnie jedna z przyczyn, dla której nie umiem i nie chcę bawić się w „wielkie jednoczenie się narodu”. Bo tak poza tym nie posiadam takiej wewnętrznej potrzeby. Bo to nie był mój prezydent. To nie był mój rząd. Nigdy nie odczuwałam głębszych związków z polityką (oprócz miłości do posła Palikota), więc taki nagły „przypływ uczuć patriotycznych” w moim wypadku byłby zwyczajną hipokryzją. Podobnie jak jedność z narodem – niby moim, ale zawsze traktowanym przeze mnie z racji swoich zachowań jak lemmingi. Ale wszyscy mówią, że tak trzeba, inaczej nie wypada, nie wolno. Z jednej strony żąda się szczerości, z drugiej fałszywej miłości. I weź tu zrozum ludzi. Tragedia tragedią – nie pierwsza to w naszej historii i na pewno nie ostatnia (chociaż pewnie największa – niekoniecznie liczebnie, a pod względem istotności dla państwa), ale namiętne skrobanie jeszcze niezagojonej rany, jakie właśnie się praktykuje w ramach tak zwanej żałoby narodowej zajeżdża wybitnym masochizmem. Jakby sama katastrofa nie wystarczała. Chociaż jak znam życie, pewnie Polaków niczego ona nie nauczy. Bo czy jakakolwiek tragedia skutkowała zmianami, żeby uniknąć takich samych na przyszłość? Czy pozostawała przestrogą? Albo nie albo na krótko. Za to zawsze była pretekstem do publicznego biczowania się. Bo tak, ja jestem patriotką, ale na swój sposób. Nie na wasz. Chociażby dlatego, że jeszcze z tego kraju nie uciekłam i nie zamierzam, bo jak to śpiewał Zawodnik: „Może to gówno, ale jest nasze, tak. Może śmierdzi, ale gniję w tym już trochę lat”. I nie muszę stawiać świeczek z nawiasów, wrzucać do zdjęć obrazków z czarnymi wstążkami/prezydentem/flagą polską/kombinacją wszystkich powyższych, czy zapisywać się do grupy „Czarna sobota 10.04.2010”, żeby to udowodnić. Bo to jest kolejna rzecz, która mnie w tych ludziach, tak zwanych rodakach, wkurwia. Pokazówa. I dlatego za każdym razem, kiedy widzę wśród nowych zdjęć żałobny obrazek albo status ze „świeczką”, mam nieodpartą ochotę taką osobę wypierdolić ze znajomych, nie patrząc, jak bardzo ją lubię. Albo napisać w komentarzu, gdzie sobie może tę świeczkę wsadzić. Swoją drogą w ten sposób pozbyłabym się pewnie połowy znajomych na NK. Nie o to, nie o to, nie o to. Zaręczam wam, że jeżeli po kimś, kto zginął w Smoleńsku, płaczę, to wy nigdy się o tym nie dowiecie. Bo po co?

Już zupełnie powinnam pominąć wszelakie insynuacje, jakie zaczęły się rodzić i plenić, jakoby to nie był wypadek, tylko że to Ruscy specjalnie wysadzili ten samolot. Taaa. Jasne. A na drzewie, o które zahaczył, była twarz Bin Ladena, nie? No i jeszcze nowa teoria predestynacji, bo „Katyń to miejsce przeklęte” i „spragnione polskiej krwi”. Jutro pewnie się dowiem, że to zemsta żydowskich separatystów albo coś. Ludzie, nie wiem, coście wzięli przed wymyśleniem takich rzeczy, ale zmieńcie dilera – ten towar wam nie służy. Albo wyłączcie telewizory. Bo media też swój wkład pewnie w to mają, siejąc chaos, panikę i roztrząsając wszystko bez końca.

A tak z zupełnie innej beczki – ilu z was na wieść o tym, że rozbity samolot to Tupolew, przed oczami stanął skecz Młodych Panów? Hehe, no właśnie. Wykrakali. Wprawdzie nie trzeba było być kabareciarzem, żeby wiedzieć, jak się sprawy mają z tymi prezydenckimi „nielotami”, ale chłopcy pieprznęli w sedno. Na tyle skutecznie, że wypadałoby teraz ten skecz sobie gdzieś zapisać na dysku czy na płytce, bo pewnikiem po ostatnich wydarzeniach będzie rzeczą nieoficjalnie zakazaną. Jak zresztą wszystkie numery, gdzie żartuje się o kimś, kto wczoraj zszedł. I tu się okazuje, że lista jest długa, ale większość rzeczy wyleciała z pamięci. Teraz siedzę, na gwałt sobie przypominam i na gwałt szukam. W dodatku już sobie filmików z YouTube nie ściągniesz, bo coś namotali i metoda nie wyda. A trzeba się spieszyć, bo np. na KTH skecz o prezydenckim samolocie zniknął już wczoraj. Swoją drogą – ciekawe, jakby „polscy patrioci” zareagowali na to, co napisano na Nonsensopedii: -> Klik! <-. Ciekawe, czy też zwrócicie uwagę na to samo zdanie, co ja.

 

Zgodnie z panującymi obecnie trendami jestem wyzutym z uczuć wyższych bydlakiem, ale tam wam powiem, że średnio mnie ta opinia ogółu obchodzi. „A ja swoje wiem i już” – skoro ostatnio tak często gęsto szukam odniesień do twórczości Jana Kaczmarka. I niniejszym ogłaszam, że na tym kończą się jakiekolwiek wspominki na temat tej sprawy z mojej strony. Przechodzę do normalnego życia, ot co. I lojalnie ostrzegam, że jeżeli w przeciągu najbliższego tygodnia usłyszę słowo „katastrofa”, „Katyń”, „prezydent”, „samolot”, „Smoleńsk”, „żałoba” czy coś z tej beczki, ogłoszę dżihad i ja będę Sprite, a autor słów będzie pragnieniem. Chociaż pewnikiem nasłucham się jeszcze nie raz całej tej wiązanki i trzeba będzie puszczać to ciągle mimo uszu.

 

Uff. To już wszystko wyrzucone na klawiaturę. Od razu człowiekowi lżej.

 

P.S. Korzystając z okazji i żeby wybitnie zakończyć temat wczorajszej katastrofy polecam uwadze waszej blog Morfeusza. Nie tylko ze względu na ostatnią notkę, bo całościowo jest bardzo ciekawy, pisany z niesamowitą swadą i humorem, ale przyznam, że najnowszy wpis autora utwierdził mnie w przekonaniu, że to, co się dzieje wokół, jest wypaczone, a nie ja czy inni, którzy są przeciw 🙂

2 myśli na temat “Tydzień zbójecki (1): Bydlacka analiza”

  1. Gdyby nie to, ze wydaje mi się, ze trochę Cię znam i szanuję to co piszesz, po przeczytaniu tego co napisałaś mogłabym być przekonana, że trafiłam na blog nastolatka – nieudacznika, który jest tak anty-wszystko, że ojej.Ale zastanawia mnie, że takie androny plecie całkiem mądra kobieta. Nie wszystko, bo z niektórymi rzeczami zgadzam się – żałoba tylko na pokaz nie jest dobra, ale niektórym taka żałoba jest też potrzebna jako część tego co przeżywają.Ale zdania typu „Bo to nie był mój prezydent. To nie był mój rząd.” -świadczą o jakiejś kompletnej niedojrzałości. Nie musiałaś kochać Kaczyńskiego, tak jak ja nadal nie lubię Tuska i mimo wszystko nie polubię. Ale zarówno urzędowi – podkreślam, urzędowi – premiera jak i prezydenta należy się szacunek. Nazywaj to zboczeniem harcerskiego wychowania – jestem z niego dumna.”Zaręczam wam, że jeżeli po kimś, kto zginął w Smoleńsku, płaczę, to wy nigdy się o tym nie dowiecie. Bo po co?”Więc czymże różni się od płaczu oznajmianie, że nie płaczesz?”A tak z zupełnie innej beczki – ilu z was na wieść o tym, że rozbity samolot to Tupolew, przed oczami stanął skecz Młodych Panów? „Stanął. Wraz z refleksją, ze te wydarzenia mogą przynieść spore przetasowania na scenie kabaretowej, bo jest to sytuacja do której trzeba się w pewien sposób dostosować. A do tego trzeb klasy. I chyba zgadzam się, z tym, co napisane jest na nonsensopedii. „I dalej będziemy, wszak byli oni dokładnie takimi samymi ludźmi, jak my. Jednak nie jesteśmy aż tak cyniczni i nieczuli, by ta katastrofa nie zrobiła na nas wrażenia. Powstrzymujemy się od nowych żartów na temat tych osób na jakiś czas. Cokolwiek by powiedzieć, zasłużyli sobie teraz na święty spokój. „Pewnie i tak Cię nie przekonam i jestem gotowa na odparcie dżihadu. Ale bez komentarza zostawić nie mogłam.

    1. Jeżeli szczerość jest oznaką niedojrzałości, to tak, jestem niedojrzała i nie wstydzę się tego. Nie mogę i nie będę udawać, że szanowałam ludzi, na których w życiu bym nie zagłosowała i którzy w większości nigdy nie dali mi odczuć, że reprezentują w Sejmie mnie, a nie swoje interesy. To nie wyda i już. A na fali wszędobylskiej żałoby na pokaz nie można zachować już tego dla siebie, tylko trzeba krzyknąć, że płakać się nie będzie, bo po cholerę komu krokodyle łzy – chociaż z drugiej strony nawet, jak usłyszą, to nie dopuszczą takiej opcji. Bądźmy szczerzy, ale „żałobnijmy się”, bo to prezydent/posłowie/itp.? Nie da się tak, a bynajmniej ja uważam to za większe dziadostwo niż wyraźna wzgarda.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *