Jesień idzie? Aaaaa!

Dochodzę do wniosku, że te różne daty „astronomiczne” – no wiecie, „astronomiczny początek lata”, „astronomiczny początek jesieni” – trzeba będzie poprzesuwać. Bo dopiero początek września mamy, a już na dworze szaro, buro i 16 stopni. Od razu przypomniał mi się zeszły rok i „Rykowisko”, kiedy to 20 września (trzy dni przed „oficjalnym” rozpoczęciem się jesieni!) latałam ubrana jak w listopadzie. Czyli co, w przyszłym tygodniu na węglinieckim Święcie Grzybów (o ile dotrę), będę biegać w swetrze i kurtce? Cholera by wzięła tą polską aurę. Z roku na rok dziwaczeje, wprost proporcjonalnie do narodu. A jeszcze za czasów, gdy kończyłam podstawówkę, grube kurtały szły w ruch dopiero z październikiem…

 

I jak by tu sobie humor poprawić? Może kabaretem w telewizji? Jedynka dała dzisiaj dwie części gali finałowej z Lidzbarka… E. Nie bardzo. Na moje oburzenie, że telewizja pokazuje coś, w czym oprócz Neo-Nówki nie ma żadnego porządnego kabaretu, zamiast np. wychwalanego pocztą pantoflową koncertu coverów, tradycyjnie dostałam po uszach. Pewnie dlatego, że… znowu miałam rację? Albo intuicję. Obejrzałam tylko drugą część, ale ponoć poziomem niewiele różniła się od pierwszej. I tym, że w pierwszej części śmignęli Młodzi Panowie. Czyli tak: prowadzenie Neo-Nówki przezabawne. Całość w konwencji serwisu informacyjnego. Wiadomości sportowe („o zdrowiu, o sporcie”), a dziennikarz kopci jak smok (i tu uwaga, zagwozdka – grał go ten sam Neons, który prywatnie… kopci jak smok). Prognoza pogody na rozsypującej się mapie Polski przedwojennej. Związek Zawodowy Dziwek i Alfonsów, protestujący zresztą. I – przede wszystkim chyba – pan prowadzący, takie cuś wzięte ze skeczu z ankietą, istna osobowość telewizyjna z flaszką w reklamówce („Bo na trzeźwo prowadzić się tego nie da”) 😀 A reszta? Do przemilczenia w zasadzie. Może oprócz tego, że KMN machnął jednym dobrym skeczem o korespondencji sms-owej. Wreszcie zobaczyłam tak uwielbiany przez niektórych skecz Paranienormalnych o zmianie płci. I co? I nico, jak zwykle wyszło, że jestem kabaretowym zgredem, bo nie bawią mnie dżołki o Michale, który okazał się być Aliną, stwierdzenie: „No i się zesrało” ani całujący się faceci. A przecież to takie śmieszne niby.

 

Ewentualnie w takim wypadku można wywołać u siebie uśmiech inaczej. Albowiem doszłam do kolejnego wniosku. Właściwie każdy szanujący się kabaret ma księgę gości. A niektóre zdecydowały się przyszaleć na maksa i zainstalowały sobie zabawną opcję – komentowanie niusów na stronie. Same te fakty jakoś super zabawne nie są. Ale to, jak internauci owe opcje wykorzystują – jak najbardziej 😉 Na jednej z kabaretowych stronic pod każdą nowinką rozwija się nawet stupostowy prywatny czat, który czasem potrafi ubawić. Dzisiaj czegoś szukałam, wlazłam, przerzuciłam wzrokiem parę i od razu wyszczerz. Czasem też zajrzałam, bo ktoś coś wspomniał, że „są jaja na stronie u XYZ”. Normalnie szkoda mi czasu, ale skoro ma to poprawić nastrój, to… why not? Jeśliby szukać podobnych fantów, ostatnio śmieszy mnie sytuacja na innej stronie. Z tym, że tu rodzaj „zabawy” jest inny. Starczy rzucić jeden pościk z „haczykiem”, wrednawą niepochlebnością, prowokacyjną szczerością, a już mikrotłumek szumi, bulgocze i gotuje się. Też się śmiesznie czyta. Jak to mawiają, są takie rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się naszym fizjologom… znaczy się filozofom, oczywiście. Aż sobie myślę, czy zakładanie sobie takiej opcji na stronie to nie jest ze strony kabaretu czy artysty zwyczajnie pójście na łatwiznę. Bo cóż to, internetową kopalnię inspiracji sobie wykopują pod nosem. Skubani.

A swoją drogą – właśnie w tego typu „mediach” zaistniała swego czasu (nie)sławna w niektórych okołokabaretowych kręgach Karolinka. W sumie równie dobrze mogłaby to być Basia, Kasia, Marzenka czy inna Patrycja, to mało istotne. Niezależnie od tego, jakby się toto podpisywało, jest tym samym. Takim specyficznym zjawiskiem, zapychającym guest booki niepoprawnymi interpunkcyjnie głupotami. Takie tam… powtarzanie po innych, głupie pytania i chyba najlepsze: opowieści o rzekomych mężach i dzieciach… x) Takich Karolinek i wcześniej pewnie bywało sporo, może nie tak „barwnych” i nie tak upierdliwych, ale jednak. Uciążliwe to dla właścicieli stron/ksiąg, ale jak to się czytało wesoło… 😀 Chociaż trochę wstyd, że takie rzeczy, które kojarzą się bardziej z Onetowymi forami, Jaśkiem Śmietaną i innymi, to teraz też są i u nas.

 

Notka złożona z głupotek, ale cóż, bywają i takie dni, kiedy człowiek rozrywa się pisaniem bzdurek. Zresztą, co ja się tłumaczę – my blog is my castle i te sprawy. A poza tym – w chmurne dni jesienne właśnie głupotami należy się cieszyć. Nawet siedemnastą popłuczyną po Kubusiu Puchatku w telewizorni.

3 myśli na temat “Jesień idzie? Aaaaa!”

  1. ale dlaczego akuratnie Karolinka? 😉 chyba tylko kolejny dowód, że nie istnieją normalnie „nosicielki” tego imienia :)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *