Dziwny jest ten Niemen (a Radek wcale nie!)

Chyba jednak polubię obchody tych zasmędzonych na śmierć, nadętych do granic możliwości, „patriotycznych” rocznic. Była 20. rocznica tak zwanych wolnych wyborów – przyjechał Teatr Modrzejewskiej. Mamy 70 lat od wybuchu II Wojny Światowej – odwiedził naszą mieścinę sam Janusz Radek. Ostatnio z każdej tego typu „imprezy” coś mi skapuje. 1 września, niby Dzień Żałoby Powszechnej Dzieci i Młodzieży (:P), ale mi jakoś wcale żałobnie dzięki temu nie było (już zupełnie pomijając fakt, że póki co lubię moją budę ^^).

 

Zbierałam się już po troszę od tygodnia czy dwóch, konkretniej od momentu, kiedy na mieście zawisły plakaty reklamujące. Ale w pojedynkę to wiadomo – mało wesoło, a na takiej imprezie (masóweczka na placu Ratuszowym) to i nawet trochę niebezpiecznie. Niby ktoś z forum Janusza Radka (znanego pod kryptonimem operacyjnym „Bar pod Wampem”) się deklarował, że przyjdzie, ale co to tam, łazić z nieznajomymi z Neta. Jednakże ostatniego dnia wakacji okazało się, że na koncert wybiera się nie kto inny, jak Klaudia (planowo miała jeszcze być Aśka, ale finalnie nie dotarła z przyczyn niezależnych od niej). Ostatecznie na placu Ratuszowym znalazłyśmy się razem. Na początku była jeszcze Justyna, ale z racji powrotu do obowiązków szkolnych, braku późniejszego autobusu itp. jeszcze przed rozpoczęciem się występu Radka się zmyła. Pogadałyśmy o tym i o owym, o ludziach i parapetach (jak zauważyłam, razem z Klaudią z lubością jeździmy po tych ostatnich jak po łysej kobyle ^^), wyszło, że Klaud ma takie same buty jak te, na które niedawno zachorowałam i w efekcie kupiłam – charakterne czarne tramposze z tęczowymi sznurówkami i wzorkami „całusków” – z tym, że jak się okazało ja zapragnęłam ich dla sznurowadeł, ona dla „buziaczków” 😛 Grający przed Januszem zespół Kroke (który nijak do nas nie przemawiał, niestety i który przypominał nam troszkę pod względem wokalnym kocie jęki wiosną) skończył z przeszło 15-minutowym opóźnieniem. I jakby tego było mało, po nich wylazł na scenę pan prowadzący, by powiększyć opóźnienie do prawie dwudziestu pięciu minut. Czym? Skoro taka, a nie inna rocznica, to naturalnie miałkim mędzeniem o poświęceniu, odwadze, ofiarach, męczeństwie, itepe, itede… No tak. Obowiązkowe „patriotyczne” bleblanie. Na szczęście w końcu orkiestra, która panu artyście miała towarzyszyć, się rozłożyła ze sprzętem, „konferansjer” (tja, jak z koziej trąba) skończył i zjawił się on – jego wokalna wysokość Janusz Radek 😀 Oprócz zaprzyjaźnionej orkiestry przywiózł nam repertuar pod hasłem „Dziwny ten świat – opowieść Niemenem”. I od samego początku oczywiste się stało jedno. A przynajmniej dla nas. Pewnie niejedna osoba zapragnie za te słowa linczu na naszych skromnych osobach, ale cóż poradzim, że tak uważamy? Doszłyśmy bowiem do wniosku, że dla naszych uszu to, co mister Radek zrobił z tymi wszystkimi kawałkami Czesława N., które znamy w oryginale, to miód, samo miodzio, podczas gdy zdaniem Klaudii Niemen w oryginale śpiewał słabo (odważna opinia, jak znam życie spora część okrzyczałaby to jako herezję), a moim zdaniem nie potrafił nijak dodać więcej emocji tym kawałkom ponad poprawne wokalnie odśpiewanie. W interpretacjach Radka wręcz tętniło energią, to wszystko miało w sobie to niesamowite coś. A nawet Coś. Po prostu te piosenki żyły, kuźwa! Aranżacje często drastycznie odmienne od oryginałów. Najboleśniej dawały chyba po uszach te z wyraźnym wykorzystaniem elektroniki. Ja tam mimo faktu, iż z takiego sprzętu też można umiejętnie coś ukręcić, wolę żywe instrumenta. W końcu… może to głupie, ale wydaje mi się, że na kompie muzykę może złożyć byle bałwan. A na skrzypcach, gitarze, trąbce to już trzeba coś umieć, żeby to zrobić. A które piosenki trafiły do tegóż programu? Naturalnie „Dziwny jest ten świat”, chociaż w odmiennej wersji niż ta, którą parę lat temu Janusz powalił pół Polski na kolana, ale wcale nie gorszej. Była „Ciuciubabka” – na początek, „Dobranoc” – oczywiście na koniec :D, „Pod papugami” (naprawdę bujało na boczki „wraz z papużkami”), „Jednego serca”, „Płonie stodoła” (wyrywało z kapci), „Wspomnienie”, „Czy mnie jeszcze pamiętasz”, „Ptaszek idiota”, jakąś pioseneczkę o urodzinach Krzysia, jeszcze taki wesoły kawałek o „wszystkich ludziach, co do pracy spieszą” ze słowami „wesołego powszedniego dnia” w refrenie – coś mi dzwoni, że to z „Rodziny Leśniewskich”, ale pewna nie jestem. I to chyba wszystko, pod warunkiem, że o niczym nie zapomniałam. No i „Jołoczki” – pieśń jakaś chyba to ukraińska, ale wepchnięta w z deka dyskotekowy aranż, z januszowym kopem… i wywołująca niezłą głupawkę jak dla mnie 😀 To był chyba hit, na równi z „Wesołym powszednim dniem”. Obie piosenki zostały zabisowane. Ale po większości innych – głównie znanych „hiciorów” – słyszałam głosy uznania: „Dobry jest!”, „Dał czadu!” i tym podobne. Także nasz jeleniogórski tłum jednak ma gust 😉

A po bisach co? Zakulisy, jak to mawiam. Mieliśmy – i my, i inni, którzy ruszyli po autografy i zdjęcia z Szefem (jak to Janusz Radek zwany jest przez swoich fanów ^^) – niesamowite szczęście, bo trafiliśmy na ochroniarzy, którzy nie byli kartoflami, ino ludźmi. Wprawdzie zrobił się tam w oczekiwaniu na artystę mały ścisk (na pewno jakaś tam część osób, które poleciały za scenę, była zwykłymi łowcami autografów), ale nie było źle. Było nawet miło 🙂 Ktoś Szefa zapytał, czy może do zdjęcia wziąć dziecko na ręce, a on na to: „Ja już mam dwoje” 😀 Nie wzięłam, niestety, ze sobą mojego starego, zasłużonego notesika z W.I.T.C.H.-em na okładce (teraz to passe, ale kiedyś się zbierało :D), w którym układam podpisiki ludzi znanych i uznanych (przeze mnie), ale Klaudia użyczyła mi kartki ze swojego notesu (za co niniejszym serdecznie dziękuję :*). Dzięki temu mam podpis jednego z najlepszych wokalistów w Polsce. Ja z kolei miałam ze sobą moją cyfróweczkę, toteż odwdzięczyłam się i dzięki temu obie mamy zdjęcia z jego wokalną mością Januszem R. Wprawdzie moje muszę akuratnie retuszować, żeby można było je puścić w Sieć, ale co tam… 🙂 Swoją drogą – Klaudia pozując do zdjęcia z panem artystą zaiwaniła mu na chwilę kapelusz, w którym śpiewał na scenie i w którym także wyszedł do widzów potem. Sama potem przyznała, że nie wie, co ją napadło 😀

 

Odprowadziłam Klaudię na busa, pogawędziłyśmy jeszcze trochę i po imprezie. Jeszcze dzisiaj po południu łapało mnie małe „nie chce mi się” i rozważałam nie pójście na koncert. Przemogłam się jednak w końcu. Na całe szczęście. Bo Janusz. Bo Dariusz. Bo Radek.

 

 

Dobranoc 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *